Katmandu – dzień 2 Marcin
- 14
- lis
Warunki w hostelu były ciężkie. Może do spartańskich jeszcze daleko im było, ale brak ciepłej wody zadecydował o przeniesieniu się w inne miejsce. Początkowo tylko szukaliśmy miejsca na prysznic. W efekcie znaleźliśmy hotel znacznie czystszy, z ciepła wodą i o niebo szybszym internetem.
Pierwszy posiłek w ulicznej knajpce na chwilę obecną też należy uznać za udany. Nadal, a minęły już 3 godziny, nie odczuwamy kłopotów żołądkowych.
Ulice Katmandu to miejsce, które trudno opisać. Przez tłum chodzących ludzi, turystów i miejscowych przebijają się samochody, rowery, riksze, ciężarówki i skutery. Klakson jest w ciągłym użyciu. Praktycznie samochód bez klaksonu nie jest samochodem. Prawa ruchu drogowego nie istnieją. Umownie obowiązuje lewostronny ruch, jednak to tylko zasada, która w dowolnym momencie może zostać uznana za uczestników drogi za nieistotną.
Każdy zakątek Thamel, jedynej dzielnicy Katmandu, który poznaliśmy, jest wypełniony sklepem, punktem serwisowym, jadłodajnią. Królują sklepy z bardzo dobrze podrobioną odzieżą trekkingową, punkty DHL, biura turystyczne organizujące wycieczki, skoki spadochronowe, skoki bungi, rafting, wycieczki na słoniach, loty krajowe i zagraniczne oraz oczywiście trekking.
Thamel to dźwięk, zapach, istna mozaika różnych kolorów i ludzi przepychających się z samochodami.