Home » Ceny Nepal » Pokhara-Lumbini. Podróż.

Pokhara-Lumbini. Podróż.

Krótki opis dnia:

5.45 pobudka i pakowanie
– Nadal mam 2kg nadbagażu, ale mogę komuś podesłać 🙂

6.20 wyjście na dworzec autobusowy
– Mijam 6 taksówkarzy. Każdy oferuje preferencyjną stawkę od 200 do 500 rupii. Podjeżdża miejski transport. Za 20 rupii dojeżdżam do dworca.

7.00 odnajduję autobus
– Pojęcie „dworzec” w Nepalu może wprowadzić w konsternację. To nie jest żadna wiata lub hala odjazdów i przyjazdów. To fragment pobocza ulicy, w określonej części miasta, gdzie gromadzą się autobusy. Nie jest oznaczony na żadnej mapie Pokhary. On po prostu jest i każdy wie, jak do niego dotrzeć.
– Rozkładu jazdy nie ma. Ja krzyczę: Lumbini. Naganiacze odpowiadają: Katmandu. Po kilku minutach bez trudu znajduję swój pojazd. Jako pierwszy pasażer otrzymuję niską stawkę 500 rupii z bagażem.
– Koledzy naganiacza przybijają mu piątkę i życzą udanego dnia

7.05 usadowienie
– Sam dziwie, bo w autobusie oprócz mnie jedynie 3 osoby.
– Po 5 minutach przysiada się 17-letni Nepalczyk, z którym przez kolejne godziny będziemy szlifować angielski. Jego angielski. Ja tym czasem staram się prowadzić całą prowadzoną rozmowę za pomocą 50 słów, które jak zauważyłem opanował ze zrozumieniem.

7.30 odjazd
– W autobusie 5 osób.
– Mojemu sympatycznemu Nepalczykowi daję sygnał językiem migowym, że czas na przerwę i krótką drzemkę.

10.30 pierwszy przystanek
– Przystanków było już około 20, ale każdy służył dopakowaniu autobusu.
– Jest nas już 20 osób na przepisowe 20 osób, czyli spokojnie jeszcze 15 się zmieści. Zrobiłbym zdjęcie, ale trudno wówczas się podnieść rękę i ująć wnętrze, które zasłaniają czyjeś plecy.
– Znów jestem jedynym turystą w autobusie.

12.40 awaria
– Lekkie problemy ze skrzynia biegów załatwiamy w ciągu 15 min w zaprzyjaźnionym warsztacie. Tzn. najpierw czekamy, aż zjedzie się na skuterach 3 mechaników, co trwa jedynie 10 min, a później ekspresowa naprawa.

14.40 przesiadka nr 1
– Nie wiem jak, nie wiem kto, ale po 3 min siedzę w drugim autobusie. Wszystko w koszcie pierwszego biletu.
– Upewniam się wołając: Lumbini. W odpowiedzi słyszę: Lumbini, czyli jestem w dobrym autobusie. 🙂 Nie mogę się mylić.
– Tym razem jesteśmy już upchnięci w 40 osób. Dokładnie nie liczę, ale ilość osób stojących w przejściu pomiędzy rzędami krzeseł podwoiła się wyraźnie.
– Wbrew pozorom to ma swoje duże zalety. Tak napakowany autobus nie jest w stanie osiągnąć prędkości większej niż 30 km/h, którą przy nepalskich zasadach ruchu drogowego uznaję za graniczną bezpieczną.

15.15 przesiadka nr 2
– Tym razem do mniejszego i szybszego mikrobusu, który po 45 minutach dowozi mnie do Lumbini, czyli punktu docelowego.
– Koszt 50 rupii.

16.20 Znalezienie noclegu
– Wypoczęty, po szybkim rozpędzeniu 3 naganiaczy, znajduję hostel mnichów.
– Standard wczesnotybetański: twarde łóżka, brak wody ciepłej, zimna cienkim strumyczkiem.
– Po 21 przyspiesza internet. Znaczy się mnisi poszli spać i w końcu zeszli z FB. 🙂

Oprócz ścisku w autobusie, o którego prawidłowe rozłożenie na całej trasie przejazdu dbają naganiacze, najważniejszy jest zapach. Dość specyficzny, rzekłbym nawet Azjatycki. To słodki zapach perfum kobiet w sari z domieszką niewypłukanych do końca środków piorących. Przykrywa to lekki aromat potu oraz pył z drogi.
Dźwiękiem przewodnim nepalskiego autobusu nie jest wcale ryk przeciążonego silnika, ale stukot nie do końca prawidłowo sklepanych blach karoserii, które uderzają o siebie na każdym wyboju, czyli bez przerwy. Oczywiście kierowca dba o dobre samopoczucie pasażerów puszczając piękne ballady z mp3. Powtarzający się co 20, góra 40 sekund dźwięk klaksonu przy takiej konkurencji ginie w tle.

Koszt przejazdu z Pokhary do Lumbini: 570 rupii (około 6 USD= 18zł)