Home » Przygotowania » Trekking wokół Annapurny

Trekking wokół Annapurny

Czas wykorzystać sprzyjające okoliczności przyrody trochę szerzej opisać trekking wokół Annapurny.

Przed przyjazdem do Nepalu spędziłem 2 tygodnie w Dharamsali, w Indiach, na wysokości 2000 m, więc ta wysokość nie wymagała aklimatyzacji. Postanowiłem intensywnie iść w górę aż do Manang 3500 m, bo praktycznie dopiero tam rozpoczyna się trekking i prawdziwe widoki.

Dzień 1
Przejazd z Pokhary do Syange zajał dobre 7 godziny, z przesiadką w Besisahar. Postanowiłem skorzystać z oferty agencji turystycznej, co okazało się nie do końca dobrą decyzją. Wydałem 500 rupii na busa, który turlał się z prędkością publicznego przewoźnika zgarniając po drodze lokalnych mieszkańców. Gdybym z Pokhary wybrał się miescowym autobusem, to prawdopodobnie przyjechałbym do Besisahar 2 godziny wcześniej.
Po szybkim i lekkim obiedzie, odwiedzeniu punktu kontrolnego TIMS (coś w rodzaju karty turysty) oraz zakupieniu 3 litrów wody po okazyjnej jeszcze cenie 25 rupii, przesiadłem się do jeepa.
Po kolejnych 3 godzinach jazdy, tym razem po solidnych wertepach, dotarłem wraz parą niemych Izraelczyków do Syange o godzinie 16. Postanowiłem jednak nie korzystać z oferty noclegowej „zaprzyjaźnionego” quest house’u i wybrałem się do miejscowości Shreechaur, jakieś 30 min piechotą.
Shreechaur jest tak małą wioską, że trudno jej szukać na mapie. To był ostatni punkt, w którym miałem dostęp do wifi.

UWAGA:
Besisahar – Syange to odcinek obecnie pozbawiony walorów turystycznych. Chińska firma buduje na sporym jej odcinku elektrownie wodną i duża część terenu jest rozkopana.

Przejazd Pokhara – Besisahar – 500 rupii, 3 godziny, turystyczny bus
Przejazd Besisahar – Syange – 1000 rupii, 3 godziny, terenowy jeep
Syange – Shreechaur – 30 min piechotą

Pokhara 820 m
Besisahar 760 m
Syange 1100 m

Dzień 2
Wystartowałem wcześnie o 7 rano. Do Danaque 2300 m dotarłem o 15. Przyznaję był to dość intensywny spacer z przerwą na obiad. Teoretycznie odrobinę zbyt duży skok wysokości pomiędzy 1100 m, a 2300 m, ale jak już wspomniałem czułem się zaaklimatyzowany.

Na tempo marszu wpłynęła także moja dużo mniejsza waga.
Ze mnie ubyło 8 kg w stosunku do poprzedniego trekkingu w listopadzie (biegunka działa cuda:) )
Z plecaka zaś 6 kg. Mając większe doświadczenie pozbyłem się również wszystkiego co niepotrzebne, a i tak uważam, że te 10 kg, które nosiłem na plecach mogę zmniejszyć do 8 kg.
Inna kwestia, że po Indiach w czasie całej mojej podróży przemieszczałem się z bagażem łączenie ważącym 20 kg.

Syange 1100 m
Danaque 2300 m
8 godzin marszu z przerwą na obiad

W Danaque polecam Tibetan Quest House.

Dzień 3
Czując się dobrze wystartowałem o 730 rano po lekkim śniadaniu.
W Chame 2670 m zatrzymałem się o 1130 na obiad.
To powinien być jeden dzień marszu. Ze względu na wczesną porę nie miałem zbyt dużego wyboru i wybrałem się do Upper Pisang.
Tak fragment Chame – Upper Pissang dał mi lekko w kość, przyznaję. W Upper Pisang pojawiłem się zatem dopiero o 16.

Danaque 2300 m
Chame 2670 m
Upper Pisang 3300 m

Dzień 4
Postanowiłem nieco zwolnić na tej wysokości i w końcu wejść na szlak. Cała moja dotychczasowa droga przebiegała po drodze, więc najwyższy czas na pewną zmianę.
Niestety pomysł wolniejszego marszu nie do końca mi wyszedł, choć na prawdę się starałem. Byłem chyba za bardzo rozpędzony poprzednimi dniami. O 14 byłem już w Manang.

Upper Pisang 3300 m
Manang 3500 m

Dzień 5
Manang, czyli aklimatyzacja, aklimatyzacja, aklimatyzacja i jeszcze raz aklimatyzacja.
Szlaki Manang
W sumie jest 12 tras o różnym stopniu trudności, różnych wysokościach oraz czasie marszu, które można sobie wybrać.
W Manang są także 4 sale kinowe 🙂 wyświetlające non-stop te same filmy: Kundun, Siedem lat w Tybecie oraz 2 inne tytuły, których jednak nie zanotowałem.

Kino 250 rupii to koszt 250 rupii.

Manang to punkt zwrotny trekkingu wokół Annapurny. Tu kończy się lekki trekking, a zaczyna choroba wysokościowa, więc od tego momentu należy z większą ostrożnością podchodzić do wysiłku. To także ostatnie miejsce, gdzie można dokupić ciepłe ciuchy, śpiwór, kijki oraz dopytać się o pogodę w wyższych partiach.

Na 3500 m Nepalczycy zaczynają oszczędzać na paliwie, więc z dużą ostrożnością należy dobierać potrawy. Najlepiej odrzucić jajka i bacznie przyglądać się czy wszystko jest odpowiednio przysmażone.

Większość osób, które spotkałem podczas tego trekkingu odpadło nie z powodu choroby wysokościowej, ale przez zatrucia żołądkowe.

Polecam bezpłatne codzienne wykłady o godzinie 15 na temat choroby wysokościowej prowadzone przez lekarzy. Dodatkowo można zmierzyć za 100 rupii poziom tlenu we krwi.

Pogoda w kwietniu w Manang? 🙂 Cóż, padał śnieg i raczej nie mogę powiedzieć, że się wygrzałem.

Dzień 6
Hurraa…. w końcu trekking!!
Niestety musiałem zrezygnować z wyprawy na Tilicho Lake 4959 m z braku ciepłych butów.
Jednak powyżej 3500 m rozpoczynają się góry!! Prawdziwe góry, walka z czasem, miejscami w hostelach oraz wysokością.

Z Manang 3500 m wystartowałem o 8.00. O 1120 byłem w Yak Kharka 4050 m.
Po obiedzie o 1220 wyszedłem do Ledar 4200 m i o 1300 byłem na miejscu.

Słowo wyjaśnienia. W kwietniu panuje już dość spory ruch na szlaku. Kto szybciej dociera do bazy ten ma szanse na cieplejszy pokój i odrobinę letniej wody z kolektorów słonecznych.
Różnica 700 m Manang-Ledar była zamierzona, by móc kolejnego dnia dotrzeć do High Camp 4900 m, a nie tylko Thorung Phedi 4450 m.

Dzień 7

Hmm…. start 8.15
9.20 przerwa na herbatę
9.45 start w dalszą droge
10.15 Thorung Phedi i kolejna herbata
10.45 wyjście do High Camp
11.45 High Camp 4900 m

Dostałem pokój. O 1230 pokoi już nie było, a kwiecień to nie jest szczyt sezonu.

Taaa… niezbyt urozmaicony opis. 🙂 Cóż, gdy jest zimno większość czasu spędza się trzymając kubeł gorącej herbaty by ogrzać dłonie. Praktycznie cały czas w bazach (quest house’ach) spędza się na jedzeniu, rozmawianiu i zamawianiu kolejnych herbat. 🙂

Na treku trochę jak w przedszkolu. Wszyscy chodzimy grzecznie spać koło 20, najpóźniej o 21 i dosyć niechętnie, bo wychłodzone pokoje nie zachęcają do niczego poza zakopaniem się w śpiwór. Oczywiście, jeśli ktoś ma śpiwór. Ja wyszedłem z założenia, że skoro jest kwiecień, to na pewno będzie ciepło. Przecież zawsze w kwietniu jest już ciepło. To prawda, ale nie w górach 🙂 Ilość warstw, które zakładałem przed pójściem spać teraz mi się już myli. Było ich kilka, ale sądzę, że bez narzut, które można na szczęście otrzymać bezpłatnie w każdym schronisku, byłoby ciężko.

Czemu książki o górach są napisane kiepskim językiem? Ponieważ większość relacji powstaje z pamięci, a zmęczenie na pewnej wysokości oraz zimno nie pozwala na beletrystyczne ujęcie otaczającej rzeczywistości w pięknych słowach. Jest taki moment, że myśli się tylko o tym by było ciepło. Zmęczenie odbiera ochotę na dzielenie się przeżyciami.

Dzień 8
Z High Camp pierwsza grupa wyszła o 0330 rano. Mało kto i tak śpi, bo jest za zimno. To raczej drzemka pełna oczekiwania.
Druga grupa o 0400. Nadal za wcześnie dla mnie. Nie ma słońca = nie ma ciepła = nie ma widoków.
Trzecia grupa punktualnie o 0430. High Camp praktycznie opustoszał, spokojnie mogłem zjeść śniadanie.
Czwarta grupa o 0500 czmychnęła w górę, byle na przełęcz. Czekam.
O 0530 w końcu wyszedłem. Doszedłem do mnie znajomy z Thorung Phedi. Razem raźniej.

Dojście do przełęczy nie jest trudne, choć ścieżka w kwietniu była totalnie zasypana przez śnieg. To łagodne podejście do góry po niewielkim nachyleniu. Temperatura około -10 C i porywisty wiatr. Cieszę się, że byłem dobrze zaaklimatyzowany. Widziałem ludzi słaniających się na nogach. Niektórzy byli prowadzeni przez swoich przewodników. Jeden starszy facet co kilkadziesiąt metrów przewracał się w śniegu. Bateria siadła w komórce siadła przy pierwszym podejściu jej włączenia.

Po drodze na przełęcz znajdują się 2 teahouse’y. Jeden mniej więcej w połowie drogi. Drugi na samej przełęczy 🙂 Ceny za herbatę są oczywiście jak sama wysokość wysokie 🙂

Do przełęczy z High Camp dotarłem po 2 godzinach o 0630. To była łatwiejsza część.
Nieskromnie powiem, że wysokość przełęczy nie zrobiła na mnie wrażenia. Żadnych objawów choroby wysokościowej. Adrenalina oraz mróz chyba pomogły 🙂

Widoki. Widoki wspaniałe. Himalaje w całej okazałości. W życiu nie byłem chyba w równie pięknym miejscu, a to przecież tylko 5416 m.

Na przełęczy przy herbatce spędziliśmy ze znajomym 30 min. Cel został połowicznie osiągnięty.
O 0800 rozpoczeliśmy zejście na drugą stronę. Zrobiło się wesoło 🙂
Szlak, cały w śniegu i oblodzony, opadał w dół pod sporym nachyleniem. W moich addidasach trochę się namęczyłem by nie wraz z plecakiem nie wyłożyć się. Właściwie dopiero koło 4000 m, na oko, śnieg ustąpił miejsca kamienistej drodze, która nadal nie była zbyt łatwa, bo drobne kamienie łatwo obsuwały się spod butów i nadal należało utrzymywać dużą czujność.

O 12 dotarliśmy zmęczeni do Muktinath 3800 m.
Hmm… i to właściwie byłby koniec trekkingu jako zmagania się z wysokością przełęczy.
1600 m różnicy dla organizmu, to jak zejście do poziomu morza niemal.

Z Muktinath można już brać jeepa i zjechać w jeden dzień do Pokhary.
🙂

Teoretycznie zatem trasę wokół Annapurny można by zrobić w 9 dni.

UWAGI:
1. Im wyżej tym zimniej. Nawet w kwietniu.
2. Koszt noclegu to 100 rupii od osoby.
3. Ceny jedzenia rosną proporcjonalnie z wysokością.
4. Dziennie należy się liczyć z wydatkiem 1500-1800 rupii.
5. Diuramid pomaga i nie powoduje tak licznych wizyt w toalecie, jak należałoby się tego spodziewać. Przynajmniej w moim przypadku 🙂
6. Od Manang 3500 m można zapomnieć o prysznicu.
7. Dobry dobór ciuchów to połowa sukcesu, bo pozwala na ograniczenie wagi plecaka.
8. Cena wody na 4900 m w High Camp dochodzi do 200 rupii za litr, więc tabletki uzdatniające wodę, filtr UV mogą pozwolić na duże oszczędności.
9. Jedzenie bezpieczne jest monotonne, ale bezpieczne. Głównie jadłem smażony ryż z warzywami, smażony makaron z warzywami, smażone ziemniaki z warzywami lub smażone momo. Znajoma w High Camp zjadła pizze z tuńczykiem i był to ostatni dzień jej trekkingu. Rozłożyła się kompletnie.
10. Nie mam pomysłu na 10 punkt. 🙂