Home » Przygotowania » Naiwny i przepełnioną ufnością… wylądowałem odurzony narkotykami w szpitalu

Naiwny i przepełnioną ufnością… wylądowałem odurzony narkotykami w szpitalu

Naiwny i przepełniony ufnością, po niezbyt udanym noclegu w Rajgir, zakupiłem bilet z nadzieją na piękną podróż pociągiem do Varanasii.

Z Rajgir pociągi do Varanasi odchodzą o 08:10 i 23:30. Dla bezpieczeństwa wybrałem opcję nocną. Pociąg jedzie 9 godzin. Nie chciałem przyjechać zbyt późno. Wówczas trudno o znalezienie noclegu, a po nieoświetlonych ulicach krążą Hindusi, którzy na widok „białego” wpadają w euforię. Momentalnie są gotowi doprowadzić nas do „the best hotel” mantrując przy okazji: „yes, very cheap hotel, sir”, „this way sir”, „follow me, my friend”, „best quality, sir”, „only for you, sir”.

Chcąc zatem uniknąć tego mało komfortowego odganiania się od naganiaczy, którym trudno ujść niosąc jeden plecak z tyłu, a drugi z przodu, zdecydowałem się na „bezpieczną” nocną podróż pociągiem.

Wiele słyszałem o okradaniu cudzoziemców. Kupiłem zatem bilet na wagon I klasy, co by tą dziewiczą podróż pociągiem przejechać we względnym bezpieczeństwie.

Po 4 godzinach oczekiwania na dworcu w towarzystwie dwóch młodych i bardzo sympatycznych, prawie nie mówiących po angielsku Hindusów o 23:30 zapakowałem się do wagonu. Na odchodnym dałem im niebieski kocyk z Ikei, bo mieli czekać na swój pociąg do 9 rano. Zobaczyłem jeszcze tylko jak straż ochrony kolei leje ich kijami za rozmowę z „białym”!!! Wstrząsający widok, ale moje tłumaczenia na wiele się nie zdały i tak musiałem już biec na swój peron. (Powyżej opisana scena nadal budzi moją konsternację i do końca nie jestem pewien o co chodziło, ale baty dostali niezłe.)

Okazało się, że nikt z obsługi mojego nocnego pociągu nie jest w stanie wysłowić się w języku angielskim. Ok, cóż bywa. Jednak uparcie twierdzili, że bilet mój jest na sleeper (otwarta kuszetka bez przedziałów). Nie było ludzi, nikogo do kogo można by się odezwać, a z dwoma plecakami nie będę się przedzierać na kolejnych stacjach w poszukiwaniu tłumacza. Uznałem, że być może faktycznie to moja klasa i mój wagon.

Wagon pusty. Zero ludzi. Czy czułem się bezpiecznie? 🙂 Tak! Wyciągnąłem drugi, bezapelacyjnie rewelacyjny, kocyk polarowy z Ikei i już przymierzałem się do spania, gdy pasażer, który dosiadł się kilka minut wcześniej, poczęstował mnie ciasteczkiem.

Zjadłem, podziękowałem i odleciałem.

Zobaczyłem światła nad moją głową. Odwracam się w lewo – ściany. Odwracam się w prawo – ściany i światła. Leżę na szpitalnym łóżku. Koło mnie kręcą się pielęgniarki. Znów straciłem przytomność.

Ocknąłem się. Sceneria się nie zmieniła. W prawą dłoń wetknięty wenflon. Światła ostro biją po oczach. Próbuję się podnieść i odłączyć rurkę. Pielęgniarka mnie przytrzymała. Znów odleciałem.

Dopiero koło 14 udało mi się wstać z łóżka. Teoretycznie powinienem być już dawno w Varanasi i spacerować po mieście. Tymczasem jestem w szpitalu, ledwo stoję na nogach, nie widzę nigdzie swoich plecaków, nie mam żadnej komórki i ani śladu po mojej „nerce” (płaskiej torebce, która trzymałem zapiętą poniżej pasa by ciasno przylegała do ciała), a w niej były wszystkie dokumenty, karty, paszport, pieniądze. Miałem na sobie spodnie, koszulę i nic więcej.

Dobrze, że nadal byłem odurzony narkotykami.

Po pół godzinie od pierwszego świadomego nawiązania kontaktu z rzeczywistością i i pielęgniarkami przyszli Policjanci. Dobra wiadomość. Są oba plecaki i torebka z dokumentami oraz pieniędzmi. Nawet komórka się zachowała. Jedna, ale jest. Co prawda, to ta w której nie działa wyświetlacz, ale poprawnie łączy się komputerem i do tego mi właściwie jedynie służy.

Po dwóch godzinach pseudoprzesłuchania przez Policję Kolei Indyjskich oddali mi wszystkie rzeczy. Wsadzili do pociągu i dalsze 80 km do Varanasi przejechałem już na koszt linii kolejowych.

W Varanasi pojawiłem się o 18 i oczywiście znów musiałem podjąć nierówną walkę z naganiaczami hotelowymi, dla których „biały” oznacza pieniądze: „yes, very cheap hotel, sir”, „this way sir”, „follow me, my friend”, „best quality, sir”, „only for you, sir”.

Indie nie są rządzone przez żaden rząd. Są rządzone przez Boga chaosu, brudu i chęci wyzysku słabszego. Turysta to naiwna ofiara oddana przez Boga na pastwę Hindusów.

p.s. Nie straciłem życia, zdrowia, paszportu, pieniędzy, kart bankomatowych itd.
Sposób w jaki trafiłem nieprzytomny z pociągu do szpitala kolejowego nie został mi wyjaśniony w sposób jednoznaczny.

Jadę dalej.