Nepalczycy
- 10
- gru
Po miesiącu pobytu mogę pokusić się chyba o opis Nepalczyków.
Zapraszam do składania indywidualnych zamówień. 🙂
Wszyscy mówią biegle po angielsku!! Tak, może trudno w to uwierzyć, ale nie ma chyba narodu na świecie, który tak fenomenalnie opanowałby liczebniki. 🙂 W każdej wiosce, w każdej chacie znajdzie się ktoś, kto poda cenę. Ponieważ wszystko przeliczają na dolary, to kwota jaką usłyszymy zależy od odpowiedzi na stałe pytania: skąd jesteśmy, który raz jesteśmy w Nepalu. Na szczęście Polska to dla większości z nich uboższa Europa i możemy liczyć na niższe ceny niż Niemcy.
W rzeczywistości znalezienie osoby, która biegle mówiłaby w języku angielskim jest bardzo trudne. Zwykle potrafią komunikować się na poziomie liczebników lub znają podstawowy zakres pojęć potrzebny do omówienia zagadnień związanych z ich biznesem.
Trzeba przyznać, że to ludzie bardzo cierpliwi i życzliwi. W tym niebogatym kraju zawsze chętnie pomogą wskazując ulicę, przystanek autobusowy, nawet jeśli czasem sami nie do końca wiedzą jak trafić. Zawsze gotowi są nadłożyć drogi i czasu by poprowadzić okrężną drogą.
Pojutrze kończy mi się miesięczna wiza. Nie mam wątpliwości, że chce zostać tu dłużej. Mimo ciągłej potrzeby trzymania się na baczności przed byciem naciągniętym jest w tych ludziach dużo spokoju, szczerości oraz otwartości.
Sądzę, że kolejne pokolenie Nepalczyków będzie zupełnie inne. W tej chwili dostęp do internetu w Katmandu i Pokharze jest tak powszechny, że praktycznie mógłbym chodzić po mieście przełączając się pomiędzy jednym a drugim punktem wifi. Każda restauracja, bar, hotel i hostel oferuje bezpłatny internet. Wystarczy zatem zamówić po jednej herbacie w kilku by mieć bezpłatny zasięg w całym Thamelu.
Właśnie, to jest jedno „ale”. Thamel to miasto w mieście. Dzielnica dostosowana do turystów, którzy niechętnie je opuszczają. Poza tą turystyczną oazą „brzydko” pachnie i można spotkać osoby żebrzące. Jest także dużo kurzu, klaksonów, a idąc łatwo zwichnąć kostkę na nierównym chodniku, który raz jest, a raz go nie ma. My globtroterzy chętniej przesiadamy w Irish Pubie, gdzie dzielimy się swoimi glotroterskimi opowieściami. Taka jest prawda. Poza Thamel trudno spotkać turystę, jeśli miejsce nie zostało odznaczone w przewodniku Lonely Planet.
Lonely Planet – biblia podróżników. Warto ją stale mieć przy sobie. Każdy opisany hotel, hostel, restauracja, bar i pub są od 50% do 200% droższe niż miejsca, o których nie ma tam wzmianki. Wykluczając „godne” polecenia obiekty z Lonely Planet można na prawdę dużo zaoszczędzić.
By zrobić dobre zdjęcie, poznać ciekawych ludzi lub przekonać się jak na prawdę żyją mieszkańcy Nepalu, najlepiej skręcić w pierwszą małą uliczkę. Później trzeba skręcić w lewo, następnie w prawo, znów prosto i….
Targowanie się jest bardzo przyjemne. Rzeczywiście można się dość szybko nauczyć zbijać cenę. Najbardziej przekonywującym elementem jest odwrócenie się w kierunku drzwi. Niemal każdy od razu gotów jest zgodzić się na wcześniej zaproponowaną obniżoną kwotę, co ma swoje dobre i złe strony.
Była sobota, dość parne przedpołudnie. Byliśmy spóźnieni z odwiedzinami u znajomego Nepalczyka. Wybraliśmy z Siostrą rikszę i dość łatwo wynegocjowaliśmy cenę 200 NPR, 6 zł, 2$. Po 20 minutach pedałowania wysiedliśmy jako Biali zwycięzcy pod zamkniętą w soboty Ambasadą Indii pozostawiając spoconego 40-letniego Nepalczyka w miejscu, w którym nie złapie kursu powrotnego. Poszliśmy dalej, byliśmy już spóźnieni.